wtorek, 19 marca, 2024
Kultura

Chora rosyjska dusza a fortepian Chopina – Jacek Pachucki

Ul. 22 stycznia w Olsztynie jakże różne budzi skojarzenia. Do niedawna oficjalna nazwa ul. 22 stycznia 1945, to data „wyzwolenia” miasta przez Armię Radziecką. We mnie zawsze pierwsza część nazwy budziła pamięć o dacie rozpoczęcia Powstania Styczniowego 1863 roku. Z ulicą 22 stycznia i przylegającym do niej obelisku wiązałem dwie nadzieje. Pierwsza, że obelisk – szubienice z postacią czerwonoarmiejca, kiedyś w końcu zniknie z panoramy miasta. Druga, że nazwa ulicy zmieni się w 22 stycznia 1863.

Armia Czerwona zajęła Olsztyn praktycznie bez walki, zatem i bez towarzyszących zawsze walkom zniszczeń. Dopiero po zajęciu miasta rozszalały się wzniecane przez Rosjan pożary.

Co ma z tym wspólnego Powstanie Styczniowe?

Opis powstańczego epizodu, sporządzony przez rosyjskiego historyka Mikołaja Berga zawarty w jego Zapiskach o powstaniu polskim 1863 i 1864 roku zawiera wyjaśnienie:

Co takiego tkwi w rosyjskiej duszy, co każe palić i niszczyć? 

Najpierw jednak prześledźmy kontekst owego epizodu, zanim pozwolimy autorowi na dywagacje nad rosyjską duszą.

Namiestnik Królestwa Polskiego i wielki książę Konstanty Mikołajewicz Romanow, brat cara Aleksandra II został w sierpniu 1863 roku odwołany z Warszawy, w związku z planami zaostrzenia represji wobec zbuntowanej prowincji.

W Petersburgu uznano, że dotychczasowe metody księcia Konstantego nie są skuteczne, a te planowane, nie licują z powagą członka cesarskiej rodziny.

Na jego miejsce wyznaczono Fiodora Berga. Metody, którymi Berg zamierzał zdusić polską rebelię, zasługują na osobny opis.

Zwłaszcza, że z jego metod skorzystali w przyszłości kolejni okupanci Polski.

W tym samym czasie nastąpiła częściowa zmiana składu powstańczego Rządu Narodowego.

Orędownikiem metod indywidualnego terroru przeciw rosyjskiemu okupantowi był członek rządu Ignacy Chmieleński.

Z jego inicjatywy 27 sierpnia członkowie Rządu Narodowego roku podjęli decyzję o zorganizowaniu zamachu na namiestnika Fiodora Berga.

Wykonanie zlecono Straży Narodowej potocznie zwanej sztyletnikami powstańczego rządu.

Wykonawcy rozkazu rządowego na miejsce zamachu wybrali Nowy Świat.

Zamierzano oddać strzały z garłacza do namiestnika, jego adiutanta i eskorty. Cisnąć granaty i butelki z płynem łatwopalnym.

W dzień zamachu ulokowali się w małym mieszkaniu na trzecim piętrze Pałacu Zamojskiego na Nowym Świecie.

Ta lokalizacja umożliwiała rażenie celów z góry i zapewniała możliwość bezpiecznego wycofania się zamachowców.

Zamach wykonano 19 września 1863 roku.

Zamachu dokonali:

Pawel Landowski, naczelnik Straży Narodowej, jego szkolny kolega Paweł Ekkert; Ryszard Tutkowski, snycerz na drzewie; Władysław Wnetowski, znany w organizacji pod nazwą kulawego, albo zezowatego Władka, syn naczelnika powiatu maryampolskiego; Stanisław Karwowski; Wojciech Kunke, syn rzeźnika i Feliks i Dominik Krasuscy, kamieniarscy czeladnicy…

Raniono adiutanta Berga i ubito dwa konie eskorty. Bergowi przestrzelono kołnierz płaszcza. Sprawcy zbiegli.

Rosyjska zemsta za zamach bezzwłocznie zmaterializowała się na kamienicy i jej materialnej zawartości.

Oddajmy głos Mikołajowi Bergowi:

Uwięziono więc wszystkich mężczyzn, których zastano w domu, i zanim odprowadzono ich do cytadeli dla skontrolowania i przeprowadzenia dalszego śledztwa, a było ich 227, sprowadzono ich na dziedziniec i tam trzymano pod strażą.

Między uwięzionymi znajdował się i ówczesny gospodarz domu, Stanisław hrabia Zamoyski, przytrzymany przez komendanta miasta, księcia Bebutowa, w chwili, gdy przez furtkę ogrodową chciał wychodzić na ulicę Świętokrzyską.

Książę Tadeusz Lubomirski, także członek jednego z najznakomitszych rodów w Polsce, stał cały czas spokojnie; słuszny i wyprostowany, z rękami skrzyżowanemi na piersiach, stał posępny i milczący, jak posąg, z wściekłością spoglądając na wszystko, co się koło niego działo…

A działy się rzeczy dziwne!

Cały dom otoczono wojskiem.

W ścisłem zastosowaniu się do rozporządzenia genarał-adjutanta barona Korfa*, dowódcy warszawskiej załogi, wydanego dnia 28 lutego 1863 roku, dom należało zburzyć strzałami artleryi, która nadjechała i ustawiła się naprzeciw domu pod posągiem Kopernika.

Jednak prosty rozum wskazywał zebranej licznie starszyźnie wojskowej całe niepodobieństwo wykonania takiego pomysłu w środku ludnego miasta.

Od kul działowych zginie mnóstwo ludzi, dom zaś pozostanie domem, chociaż nieco uszkodzony.

Należało jednak cos postanowić, by choć w części stało się zadość literze rozporządzenia! 

Ma się rozumieć, że w czasie narad, co zrobić, nie obeszło się bez ostrych docinków i aluzyi pod adresem barona Korfa, który jednak odwoływał się na swego adlatusa, generała Zajcewa, jako głównego autora wyżej wymienionego rozporządzenia.

Ten się znów tłomaczył, że środek ten został wypróbowany jako nader skuteczny w Łomży, Kaliszu i Ostrołęce. 

Odpowiedziano mu, że może to było skuteczne w Łomży lub Ostrołęce, ale Warszawa tem się bynajmniej nie zastraszy! 

Baron Korf po długim namyśle, widząc bezczynnie stojącą na dzidzińcu kompanię piechoty z pułku grenadyerów imienia króla pruskiego, dał rozkaz żołnierzom pobuszowania po domu.

Rosyanin, czy to prosty chłop, czy niby ucywilizowany, lubi niezmiernie niszczyć dla samej przyjemności niszczenia. 

Żołnierze ustawili broń w kozły i rzucili się do gmachu frontowego.

Rozległ się straszny trzask i łamanie. Przez wybite z ramami okna poleciały na ulicę stoły, kanapy, krzesła.

Wyrzucono pamiątkowy fortepian Chopina, przechowywany w mieszkaniu jednej z jego kuzynek.

Można sobie wyobrazić co z niego zostało.

Posypały się książki, teki, papiery, albumy, fotografie, obrazy i lustra, pościel i naczynia stołowe, jednem słowem wszystko, co wpadło pod rękę burzycieli.

W ten sposób zniszczono cenną bibliotekę i wszystkie prace sławnego oryentalisty, profesora Szkoły Głównej, Kowalewskiego.

Szczątki te utworzyły na ulicy ogromny stos, formalny pagórek z połamanych na drzazgi i pobitych przedmiotów wewnętrznego urządzenia licznych mieszkań, w tym domu znajdujących się.

Ktoś się wreszcie domyślił i dał znać o wszystkiem namiestnikowi.

Ten natychmiast posłał adyutanta z nakazem, by zaprzestano niszczenia. Rabunek ustał, lecz co zrobić z poniszczonemi rzeczami?

W stosie tym były rzeczy mało co uszkodzone.

Gdy zmrok zapadnie, cenniejsze rzeczy, przedstawiające jakakolwiek wartość, mogły się znaleźć w rękach żołnierzy i od nich rozejść się dalej.

Skandal gotów, nowy pretekst do uwłaczających wojsku pogłosek, naraz jeden z dowódców zakonkludował, że najkrótsza rzecz wszystko spalić.

Powiedziano, zrobiono… czemu się przypatrywała starszyzna wojskowa, porozsiadana wygodnie na fotelach, w miejscu, gdzie potem była wystawa księgarni Czerkiesowa.

Tak się skończył ten dzień tragiczny, w którym popełniono tyle rzeczy głupich, komicznych, a zarazem barbarzyńskich, niestety tak zwykłych i swojskich, codziennych, że większość winowajców tych niedorzecznych zarządzeń, w tejże chwili o wszystkiem zapomniała, jako o drobnostce nie zasługującej na wzmiankę … i w swych wygodnie urządzonych mieszkaniach zasnęła snem sprawiedliwych.

 

Biblioteka Dzieł Wyborowych

 

Wszystkie cytaty pochodzą z: Zapiski o polskich spiskach i powstaniach, część IX. prof. Mikołaj Berg, Biblioteka Dzieł Wyborowych, Nr 460, Warszawa 1906 (zbiory autora)

* M. Berg w przypisach wyjaśnia genezę tego rozporządzenia.

27 lutego 1863 roku, na Starym Mieście kozak wziął ze straganu śledzia bez uiszczenia zapłaty.

Właścicielka straganu, Żydówka podniosła krzyk i zwołała pobratymców, którzy chcieli pochwycić kozaka.

Ten wyjął pistolet i wystrzelił.

Tłum rozbiegł się z krzykiem „rozbój”. Interweniował najbliższy posterunek policji, po nim kolejny, aż Plac Zamkowy zapełnił się wojskiem.

Przyczynę alarmu nie od razu udało się ustalić. Wojsko stało na placu do ósmej wieczór, a patrole całą noc krążyły po mieście.

Po rannej naradzie u namiestnika, celem zapobieżenia podobnym tumultom Korf wydał swe rozporządzenia.

Wkrótce jednak sekretnie je wycofał, zdając sobie sprawę z jego niedorzeczności.

Tym niemniej raz uruchomione, żyło długo własnym życiem.

Jacek Pachucki

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *