czwartek, 25 kwietnia, 2024
FilmKultura

Noe wybrany przez Boga. Nie było potopu łez!

Dla mnie miarą, czy warto było oglądać dany film jest fakt, czy uroniłem łezkę podczas jego projekcji. Nie jestem zawodowym krytykiem filmowym a człowiekiem, który chodzi do kina by coś przeżyć, by się wzruszyć.

Na film „Noe wybrany przez Boga” – reżyser Darren Aronofsky – poszedłem przede wszystkim dlatego, że będąc na filmie Kamienie na szaniec zobaczyłem zwiastun tego filmu i chciałem się przekonać jak postęp techniczny wpłynął na produkcję filmów katastroficznych.

Pamiętam filmy z tego cyklu z lat 70 ubiegłego wieku, takie jak: Płonący wieżowiec, Tragedia Posejdona, czy Trzęsienie ziemi.

Technika filmowa przez te minione 40 lat zrobiła kolosalny postęp. Efekt 3D sprawił, że moim zdaniem, można mówić o innej epoce kina. Postęp na miarę dodania dźwięku do niemej taśmy filmowej lub zastosowania koloru.

Pod względem technicznym film „Noe wybrany przez Boga mnie nie zawiódł. Były bardzo dobre efekty gdy zagrożenie stawało się… realne.

Bardziej śmiesznie niż groźnie wypadły „upadłe anioły”, które jak dla mnie za bardzo przypominały… transformerów. Wiarygodny w roli Noe był Russell Crowe. Lubię go od czasu gdy zagrał Maximusa w Gladiatorze.

Przeżywałem jego rozterki – jako wybrańca Boga – razem z nim i moim zdaniem cały film to nie biblijna opowieść o potopie, a historia człowieka rozdartego, który musi podejmować decyzje determinujące los: jego, rodziny… i całej ludzkości.

Proszę moich czytelników, by nie szli na ten film z nadzieją obejrzenia „prawdziwej” historii biblijnego potopu. Historia biblijna jest… nudna. Na filmie Noe wybrany przez Boga, widz się nie nudzi bo oprócz efektów specjalnych, są ludzkie historie. Jest czarny charakter, jest miłość, jest pasażer Arki na gapę, jest walka taka z areny gladiatorów, jest w końcu… przyroda z żywiołem. Ja na projekcji wzruszyłem się, i pojawiły się łezki w kąciku oka.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *