czwartek, 28 marca, 2024
Jerzy JaśkowskiZdrowie

Poziom sanitarny urzędników PHZ: rozmazać gówno na dupie! Jerzy Jaśkowski

Ostatnio widzimy i słyszymy wzmożenie działalności Państwowego Zakładu Higieny – Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, w dziedzinie niewiele mającej wspólnego ze stanem sanitarnym, a o wiele więcej z handlem szczepionkami.

W 1918 roku powstał Państwowy Centralny Zakład Epidemiologiczny.

W 1923 roku, Rada Ministrów przemianowała PCZE na Państwowy Zakład Higieny, zajmujący się przede wszystkim, jak wskazywała nazwa… higieną.

W czasie obrad Okrągłego Stołu padały wyraźne postulaty, sugerujące rozwiązanie Ministerstwa nie wiadomo dlaczego zwanego Zdrowia, i pozostawienie tylko i wyłącznie instytucji sanitarnej.

Nie jest to nic nowego!

Takie kraje jak Szwajcaria, nie utrzymują kupy darmozjadów w postaci urzędników Ministerstwa, a system opieki zdrowotnej jest w Szwajcarii daleko lepiej rozwiązany, aniżeli przez Ministerstwo w naszym biednym kraju.

Ministerstwo tylko w ostatnim okresie wyprowadziło z budżetu ponad 270 milionów na zakup nikomu do niczego niepotrzebnych szczepionek przeciwko m.in. dwoince zapalenia płuc, czyli bakterii istotnej w erze przed II Wojną Światową.

Biorąc pod uwagę np. koszty leczenia zaćmy, choroby powodującej inwalidztwo u 100 % chorych i kolejki oczekujących z winy Ministerstwa na operację po 3-4 lata, za 270 milionów można by zlikwidować problem tej choroby w jednym roku.

Tak się nie stało, a były minister Radziwiłł, przypisuje sobie za sukces wyprowadzenie tych pieniędzy i powiększenie kolejek oczekujących na leczenie.

Już 26 kwietnia 2014 Japonia wycofała się ze stosowania szczepionki przeciwko HPV, ze względu na wysoki poziom ciężkich powikłań u kobiet i dziewczynek po tej szczepionce. Ilość powikłań przewyższała 52 razy liczbę powikłań po szczepionce p. grypie.

A nasi rodzimi członkowie Komisji Przejrzystości, agendy Ministerstwa, zalecają tę szczepionkę samorządom i wyciągają pieniądze podatnika w sytuacji, kiedy to 30 % dzieci nie je śniadań.

Gdy w 1992 roku, zmieniono nazwę PZH na Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego, to osiągnięto za jednym posunięciem dwa cele.

Podkreślono zależność od medycyny rockefellerowskiej, na podobieństwo Narodowego Instytutu Zdrowia w USA, także instytucji Rockefellera.

Instytucja ta, była – jest, zamieszana w wiele procedur sprzecznych z zasadami etyki medycznej np. testowanie leków na chorych czy dzieciach, wydawanie błędnych informacji o procedurach itd.

Okazuje się, że tak bezmyślnie lub celowo wprowadzona do Polski medycyna rockefellerowska jest odpowiedzialna za 225 000 zgonów rocznie w USA.

W Polsce, 8 razy mniejszym kraju, byłoby to ok. prawie 30 000 zgonów spowodowanych przez Służbę Zdrowia, czyli instytucję mającą to zdrowie chronić.

Badania przeprowadzone przez dr Garry Nulla wykazały, że tzw. medycyna uniwersytecka, czyli dealerzy wykonujący procedury koncernów farmaceutycznych, zabijają aż 783.000 ludzi rocznie w USA.

Przekładając to na sytuację w Polsce, okazuje się, że procedury są odpowiedzialne za śmierć ponad 90 000 ludzi rocznie!

Dzieje się to za zgodą czynników politycznych, odpowiedzialnych za stan zdrowia. To Ministerstwo Zdrowia i jego doradcy wprowadzają owe procedury i karzą za ich niewykonywanie.

W Polsce problem nazewnictwa Instytutu pogłębiono, ponieważ przymiotnik „narodowy” nie wiadomo do jakiego narodu się odnosi.

Polska zawsze była wielonarodowa. Czyżby chodziło o podkreślenie narodu wybranego?

Ostatnio, jak za czasów komunistycznych, hucznie obchodzono rocznicę powstania PZH, chociaż obecny Instytut niewiele ma wspólnego z zasadami PZH w okresie II Rzeczypospolitej.

Stworzenie jednak tej nazwy, jako bezpośredniego tłumaczenia instytucji amerykańskiej, może być dowodem podkreślającym, że jesteśmy 52 stanem, z prawami dla mniejszości lokalnej, najczęściej żyjącej w rezerwatach.

O tym, że poziom merytoryczny pracowników tej Instytucji jest istotnie obniżany, świadczą strony internetowe prowadzone przez NIZP-PZH.

Pracownicy tej Instytucji nie potrafią rozróżnić zachorowania od podejrzenia zachorowania, czy zachorowania spowodowanego przez czynnik wirusowy od czynnika bakteryjnego.

Najbardziej znana znachorka warszawska, mgr prof. Lidia Brydak, pełniąca obowiązki kierownika ad hoc stworzonej placówki do walki z grypą, nadal reklamuje się liczbami nie mającymi nic wspólnego z rzeczywistością.

Nie umie nawet prowadzić statystyki, rozróżniając chorych szczepionych od nieszczepionych.

Jest to możliwe, ponieważ jak sama podała, szczepi się co roku, a wiadomo z prac kanadyjskich, że szczepionka z powodu zawartości aluminium wielokrotnie przekraczającym dopuszczalne normy, przyczynia się do demencji.

Poziom sanitarny reprezentowany przez tych ludzi jest taki sam, jak za przysłowiowego króla Ćwieczka!

Zamiast po defekacji wymyć pośladki i osuszyć papierowym ręcznikiem, to rozmazują gówno na dupie pachnącym papierem.

Można łatwo sprawdzić!

W żadnym szpitalu, szczególnie położniczych, hotelach czy szkołach podległych kontroli tej Instytucji, nie ma możliwości podmycia pośladków, ale za to wymyślają wysokość kafelków.

Jeszcze inny przykład “wiarygodności inaczej” CDC czy jego „filii”.

W dniu 3 grudnia 2012 roku CDC zaanonsowało początek sezonu grypowego. Przy okazji opublikowało raport, w którym stwierdzono, że szczepienie kobiet w ciąży i dzieci powyżej 6 miesiąca jest całkowicie nieszkodliwe.

Tymczasem, we wcześniejszym raporcie opublikowanym 03 września 2010 roku, informuje się o zgonie 56 matek – płody zmarły razem z nimi.

Zgony zostały zweryfikowane badaniem laboratoryjnym wirusa H1N1. Generalnie CDC przyjmuje, że zgłaszanych jest tylko ok. 1-5 % przypadków poronień lub martwo urodzonych dzieci. Tylko w sezonie 2009 -2010 zanotowano 1.588 zgonów.

Medexpress z dnia 24 kwietnia 2018 roku opublikował wywiad z pracownikami tej Instytucji.

Wywiad potwierdza powyżej podane dane o beznadziejnym przygotowaniu merytorycznym pracowników tego Instytutu.

Przykładowo cytuję:

Gwarancją bezpieczeństwa epidemiologicznego jest poziom zaszczepienia społeczeństwa w zakresie 90 -95%

Już to jedno zdanie dyskwalifikuje wiedzę tych ludzi w zakresie chorób zakaźnych czy immunologii.

Po pierwsze, jak sami podają do WHO, w Polsce wyszczepialność osiąga 98% –  99% populacji. A więc znacznie przekracza wyimaginowany przez nich poziom 90 – 95%.

Jeszcze 30 lat temu twierdzili, że wystarczy wyszczepialność na poziomie 65%. Czyżby zapomnieli sami co podają do WHO, czy też fałszują dane?

Po drugie, w Polsce szczepi się ok. 8 milionów dzieci.

To znaczy, że co najmniej 400.000 do 800.000 dzieci może być spokojnie niezaszczepionych, i nic nie powinno się stać. A tutaj sięga się do procedur karnych przy niezaszczepieniu ok. 32.000.

W czym więc jest problem?

Oczywiście, jak nie wiadomo w czym, to wiadomo, że w pieniądzach. Oni liczą to inaczej.

32.000 pomnożone przez kilkaset złotych za szczepionkę, to grube miliony i one już uciekły… a tutaj trzeba kochankę opłacić, wyjazd na Kanary, czy nowy samochód.

Upadł więc mit ochrony stada oraz konieczność szczepienia dzieci jako rzekomej grupy wysokiego ryzyka. Ten sam wniosek wyciągnął znany Think Tank CFR, po przeprowadzeniu analizy zachorowalności na świecie.

Okazało się bowiem w okresie ostatnich 50 lat, że epidemie wybuchały tylko na terenach gdzie masowo stosowano szczepionki.

Na Syberii, gdzie szczepień nie przeprowadzano [między innymi z powodu warunków geograficznych] żadnych epidemii w okresie ostatnich 200 lat nie obserwowano.

Tak więc otumanianie społeczeństwa jakimś wyimaginowanym problemem „odporności stada” nie znajduje żadnego uzasadnienia w praktyce.

Inaczej, jeżeli ktoś w wykładzie podpiera się  pojęciem odporność stada to jest to albo użyteczny… albo typowy nieuk.

Po drugie, skąd w ogóle wysuwany jest ten problem?

Historia chorób zakaźnych i szczepień jednoznacznie wskazuje, że epidemie w XIX wieku występowały głównie w populacjach najbardziej zaszczepionych, tj. Niemczech czy Japonii.

Wprowadzenie przymusu szczepień w 1869 roku w Anglii, zaowocowało olbrzymią epidemią, w której życie straciło kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

Pomimo, że wśród specjalistów wiadomym jest od 1871 roku, że nic takiego jak odporność stada nie istnieje, to polscy gazetowi i ministerialni eksperci [prof. Zieliński, dr Mrukowicz etc] cały czas powtarzają ten slogan na zasadzie:

każde kłamstwo powtarzane 1000 razy… kłam, kłam zawsze coś zostanie w pamięci…

Epidemia ospy, panująca w 1871 roku, wybuchła wśród 90 % populacji  zaszczepionej,  a śmiertelność była niezwykle wysoka.

W Niemczech np. zmarło 128.000 osób, a w okręgu Lancaster, gdzie ludzi nie szczepiono, zmarło 25 razy mniej.

Kropkę nad “i” postawiło dwóch wirusologów firmy Merck, znanego producenta szczepionek, którzy ujawnili w 2010 roku, że zarząd firmy specjalnie fałszował wyniki badań, aby uzyskać monopol na szczepionkę przeciwko śwince.

USA nigdy nie wprowadziło przymusu szczepień na gruźlicę i szybciej uporało się z tych problemem, aniżeli Anglia, w której przymus szczepień na gruźlicę istniał, aż do końca XX wieku.

W Polsce do dnia dzisiejszego nie wyciągnięto z tego żadnych wniosków

A już w latach 70-tych ubiegłego wieku, ojciec polskiej fizjatrii, prof. Kielanowski, oblewał w czasie egzaminów studentów, którzy chcieli się podlizać, twierdząc, że będą specjalizować się w gruźlicy.

Odpowiedź zawsze była jednoznaczna. Gruźlicę to my zlikwidowaliśmy, wy musicie pracować nad innymi chorobami.

Przykładów nieskuteczności szczepień tzw. grupowych, w imię odporności stada, przedstawiono już dużo. Wypada podać jeden wyjątkowy przykład nieskuteczności szczepień przeciwko grypie.

Przykład ten dotyczy Japonii chlubiącej się bardzo karnym społeczeństwem. W roku 1980 wprowadzono w Japonii przymus szczepienia dzieci przeciwko grypie. Szczepienia pokryły 90 % populacji dzieci szkolnych.

Dzieci z dwóch  dużych miast, stanowiły grupy porównywalne. W jednym zaszczepiono ok. 1%,w drugim ponad 90 % dzieci. Nie stwierdzono po 7 latach żadnej różnicy w zachorowalności na grypę.

W rezultacie władze Japonii wycofały się ze szczepień dzieci.

W Polsce natomiast  stworzono specjalną instytucję do wyciągania pieniędzy pod pretekstem leczenia i zapobiegania grypie.

Amerykańska Akademia Pediatrii, zalecająca szczepienie małych dzieci, za promowanie szczepionki pneumokokowej otrzymała 342.000 dolarów od firmy Wyeth. Firma zarobiła 2 miliardy dolarów.

Za promowanie szczepionki HPV dostała od firmy Merck 433.000 dolarów. Firma zarobiła 1.5 miliarda dolarów.

Ani Polskie Towarzystwo Pediatryczne, ani Polskie Towarzystwo Wakcynologii nie publikują swoich finansów. Przedstawiają na konferencjach i produktach, tylko znaki firmowe swoich sponsorów.

Tak się dziwnie składa, że jedynymi osobami promującymi szczepienia są ludzie, opłacani przez producentów szczepionek i dodatkowo awansowani na stanowiska rządowe.

dr n. med. Jerzy Jaśkowski

 

2 komentarze do “Poziom sanitarny urzędników PHZ: rozmazać gówno na dupie! Jerzy Jaśkowski

  • zdecydowanie na pneumokoki warto zakupic szczepionke odpłatną Prevenar. Nie dajcie sie skusić na bezpłatną szczepionkę w aptece. Nie chroni ona przed trzema waznymi szczepami pneumokoków.

    Odpowiedz
    • Dziękuję! Coś mi tu pachnie… reklamą… Niech każdy z Was to sam oceni 😉

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *