Coś mi padło na mózg. Wydawało mi się, że jest rok 56, że można wiele!
Romuald Karaś na spotkaniu autorskim w olsztyńskiej Książnicy Polskiej, 24 lutego 2018 roku, opowiedział kilka anegdot, które bardzo mnie zaintrygowały. Historia relegowania ze studiów na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, bardzo koreluje z tym, co wydarzyło się w moim życiu, tyle że 20 i 60 lat później!
Przypominam, że spotkanie z autorem książki: Klątwa i cud. Majora Sucharskiego droga na Westerplatte, zorganizował Warmińsko-Mazurski Oddział Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, w ramach V Dni Seweryna Pieniężnego.
Spotkanie prowadziła Katarzyna Janków-Mazurkiewicz.
Romuald Karaś
Studiowałem z przypadku Prawo na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. Zwyczajnie mi się to Prawo nie podobało.
Kiedy po 56 roku pisałem pracę magisterską, u prof. Józefa Mazurkiewicza – coś mi padło na mózg – postanowiłem rozprawić się z Prawem, z moimi profesorami.
Napisałem taki tekst, który wydrukowano jako List do Redakcji. I podpisałem go jak głupi, swoim nazwiskiem i imieniem!
Były to: Blaski i cienie studenckiego żywota, gdzie opisałem moich profesorów, podręczniki, z których się uczyłem, skrypty. Oczywiście jak najbardziej negatywnie.
Wydawało mi się, że jest rok 56, że można wiele! A to już były przymrozki.
Przychodzę pewnego dnia na wykład. Usiadłem na środku. Przychodzą kolejni studenci i nikt koło mnie nie chce usiąść! O! Coś dziwnego się stało.
Wbiega bardzo śliczna dziewczyna i mówi: czyś czytał ogłoszenie o tobie? Zawiesili cię w prawach studenta! Już jest prawie cała aula zapełniona.
Ja siedzę tylko z Krystyną Przyboś, bratanicą poety Juliana Przybosia. Przybiega drugi kolega, i mówi: stoję na czele komitetu w twojej obronie.
Za moment przybiega jeszcze trzeci, łajdak, syn architekta i mówi: jestem w komitecie, który będzie cię bronił.
Komitet składał się z przewodniczącego i dwóch osób. Odbyło się posiedzenie Komisji Dyscyplinarnej, gdzie stawałem obok takich, którzy podrabiali indeksy, uczestniczyli w bójkach, krdzieżach.
Wszystkich potraktowano łagodnie. Mnie jednego wyrzucono ze studiów, pozbawiając praw studenta na zawsze!
W mojej obronie, z całego grona profesorskiego, stanęło dwóch: prof. Józef Mazurkiewicz i prof. Leon Halban.
Stanisław Olsztyn
Coś mi padło na mózg – W 1978 roku napisałem List do Redakcji czasopisma Na Przełaj, w którym krytykowałem ówczesną siłę przewodnią Narodu, czyli PZPR.
I podpisałem go jak głupi – swoim imieniem i nazwiskiem!
W nagrodę, zostałem zaproszony do Warszawy, na spotkanie z dziennikarzem Ryszardem Wojną.
Służba Bezpieczeństwa rozpytywała się o mnie, ale żadnych złych reperkusji – mojej krytycznej postawy – nie odczułem. PZPR była wtedy silna i miała jeszcze klasę 😉
Coś padło mi na mózg – W 2014 roku napisałem List otwarty do Jerzego Dziewulskiego, który zamieściłem na portalu Radia Szczecin.
I podpisałem go jak głupi – inicjałem imienia i nazwiskiem!
Wdawało się, że jesteśmy państwem demokratycznym, należymy do Unii Europejskiej, że jest wolność, że można wiele!
W tym Liście… opisałem sytuację w policyjnej logistyce.
W najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że w kierownictwie policji – po 25 latach od zmiany ustrojowej i przemianowania Milicji Obywatelskiej na Policję – są jeszcze tak beznadziejnie głupi dowódcy.
Co gorsza, generałom z milicyjnym rodowodem, służą żołnierze-kretyni. Wyszkoleni już w Szkołach Policji, ale z mentalnością… małomiasteczkowych gangsterów.
Na drugi dzień po opublikowaniu Listu otwartego do J. Dziewulskiego, generał Józef Gdański – doceniając moją pro społeczną postawę – podjął decyzję o… relegowaniu mnie z szeregów pracowników cywilnych policji!
Romuald Karaś w 1956 roku, wśród grona profesorskiego, które skrytykował, znalazł dwóch profesorów sprawiedliwych i odważnych!
W 2014 roku, w gronie moich przełożonych w policji, byli tylko tchórze!
Znalazło się dwóch odważnych inaczej – podinsp. Adam Kall i nadkom. Jacek Stankiewicz – którzy nie zawahali się złamać prawa, poświadczyć nieprawdę w dokumentach służbowych i złożyć fałszywe zeznania w prokuraturze, aby tylko zachować swoje stołki.
Coś mi padło na mózg i jeszcze wierzę, że dorwę tych policjantów-kretynów! 😉
Stanisławie miałeś mniej szczęścia niż redaktor Karaś
Dziękuję! Hm… może gdybym w 1978 roku doznał krzywdy od SB, teraz byłbym… kombatantem, i… reporterem z dorobkiem zbliżonym do dokonań R. Karasia 😉