W wyborach prezydenckich 2025 pełniłem funkcję członka komisji wyborczej w Areszcie Śledczym w Olsztynie. To miejsce, gdzie głos oddają ci, którzy najlepiej znają konsekwencje prawa — bo sami się z nim zderzyli.
Wynik głosowania był jednoznaczny: Rafał Trzaskowski – 149 głosówKarol Nawrocki – 37 głosów.
Nie mam wątpliwości, dlaczego tak się stało. Osadzeni wybrali Trzaskowskiego, bo jego przekaz dawał im nadzieję na łagodniejsze traktowanie przez wymiar sprawiedliwości.
Jako kandydat liberalny, kojarzony z reformami i humanizacją prawa karnego, był dla nich szansą na niższe wyroki, częstsze amnestie, bardziej miękkie podejście do resocjalizacji.
Z kolei Karol Nawrocki, jako prezes IPN i kandydat wspierany przez PiS, symbolizował surowość, karność i bezkompromisowość wobec przestępstw. Jego wizja państwa prawa była twarda — i dla wielu osadzonych zbyt twarda.
Demokracja w cieniu krat
To głosowanie pokazuje, że nawet w miejscach odciętych od społeczeństwa, ludzie podejmują decyzje polityczne kierując się własnym interesem. Nie ideologią, nie historią, ale tym, co może im przynieść ulgę tu i teraz.
Czy to moralne? Nie mnie oceniać. Ale warto, by społeczeństwo wiedziało, że głosy zza krat nie są przypadkowe — są kalkulacją. I są częścią naszej demokracji.
Tak naprawdę… uważam, że wszyscy osadzeni powinni być pozbawieni prawa do głosowania, Dlaczego? Skoro nie stosują się do reguł panujących w Państwie, to dlaczego mają prawo decydować o… czymkolwiek?