Łączka. Karolina Wichowska – Mroczna historia z lat stalinizmu
Dzięki temu, że chodzę na olsztyńskie spotkania z cyklu Przystanek Historia, poznaję wiele szczegółów historii, które znałem tylko hasłowo lub takie historie, o których nie miałem zielonego pojęcia. Dotychczas łączka kojarzyła mi się z polem porośniętym trawą i związkiem frazeologicznym: ośla łączka. Po przeczytaniu książki Karoliny Wichowskiej Łączka, moje dotychczasowe skojarzenia z tym wyrazem uległy zasadniczemu przeobrażeniu.
Łączka to nie kryminał, a czyta się ją jak najlepsze opowiadanie… Raymonda Chandlera.
Łączka to nie powieść, a zawiera w sobie opowieści o losach wielu ludzi.
Łączka to nie książka popularnonaukowa, a dostarcza sporej dawki wiedzy o zaawansowanych technologiach badawczych.
Najlepiej zawartość Łączki streszcza sama autorka książki w rozdziale:
Od autorki, czyli o czym i po co jest „Łączka”.
W tej opowieści mroczna historia lat stalinizmu przeplata się z wiedzą o najbardziej zaawansowanych technologiach identyfikacji genetycznej.
Profesjonalizm naukowców zderza się z emocjami rodzin poszukiwanych – nadzieją, napięciem, bolesnymi wspomnieniami.
Podróżujemy między rozkopanym fragmentem warszawskiego cmentarza na Powązkach a najnowocześniejszymi laboratoriami genetycznymi w Szczecinie i Krakowie.
Sięgamy do pamięci o komunistycznych kazamatach, brutalnych śledztwach i dzieciństwie bez ojców, by zaraz wybiec w przyszłość, w której metody badawcze wypracowane przez polskich naukowców stają się wzorem do naśladowania na świecie.
Wszystko to służy jednemu: spłacie długu wobec ludzi, którym zależało na wolnej, suwerennej Polsce. Za swoje marzenia zapłacili najwyższą cenę.
Dlatego po prostu nie wypada pytać, czy poszukiwania miejsc ich tajnego pochówku, a następnie kosztowna i czasochłonna identyfikacja genetyczna mają sens.
Gdyby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości – a wiem, że niektórzy miewają – niech pomyśli, że to właśnie dzięki tym ludziom, których poszukujemy, możemy dzisiaj w swoim kraju mówić po polsku, a nie po rosyjsku, a paszporty trzymamy w domu zamiast na milicji.
Książka nie jest cegłą, bo liczy tylko 165 stron i była dodatkiem specjalnym do Biuletynu IPN pamięć.pl.
Jej przeczytanie zajęło mi jedno popołudnie ale dostarczyło tyle przeżyć, ile normalnie dostarcza mi kilka opasłych tomów powieściowych.
Nie można obojętnie czytać o bestialskich torturach, o skrytobójczych zbrodniach i nieludzkim traktowaniu zwłok naszych bohaterów narodowych.
Łzy cisnęły się do oczu, gdy czytałem:
Odbiorą mi tylko życie. A to nie najważniejsze. Cieszę się, że będę zamordowany jako katolik za wiarę świętą, jako Polak za Polskę niepodległą i szczęśliwą – płk. Ciepliński przed śmiercią do syna.
„Oświęcim to była igraszka” – tak ponoć powiedział żonie Witold Pilecki pod koniec procesu na Rakowieckiej. W ten sposób opisał tortury stosowane przez UB… Rotmistrza katowano szczególnie okrutnie. Po ostatnich przesłuchaniach… Pilecki miał połamane obojczyki przez co nie mógł utrzymać głowy w pionie, a ręce zwisały mu bezwładnie wzdłuż tułowia.
Tam przetrzymywano go w karcerze. Musiał albo stać albo kucać. Miał pół godziny spaceru. Przesłuchiwano go codziennie od 8.00 do 15.00. Było tak: pytania – baty, pytania – baty. Nie wiem dokładnie, ile to trwało, ale na pewno kilka tygodni. A ojciec naprawdę nie wiedział, gdzie jest brat – Krystyna Majk.
Gdy się czyta tego typu historie, to do głowy przychodzą pytania: czy musiało tak być?
Dlaczego Polak Polakowi to robił? Czy nie wystarczyło… skazać i wykonać wyrok… humanitarnie?
Nie! Bo komunizm – tak jak każdy totalitaryzm, za nic – tak naprawdę – ma prawa człowieka!
Na obowiązkowe przeczytanie książki Łączka powinni być skazywani ci, co obecnie plują na Łupaszkę, Zaporę czy Pileckiego, a bronią pamięci tych, co utrwalali Polskę Ludową.
Ci co nazywają Łupaszkę bandytą, niech dobrowolnie przeczytają choćby artykuł Łupaszko wychodzi w pole, zamieszczony w Biuletynie IPN nr 3/2016 r.
Dowiedzą się dlaczego V Wileńska Brygada AK, była nazywana Brygadą Śmierci.
Prawda nic nie kosztuje – tylko trzeba być na nią otwartym!
Łączka to mroczna historia z lat stalinizmu.
Podtytuł książki: Poszukiwania i identyfikacja ofiar terroru komunistycznego pochowanych na warszawskich Powązkach.
Dla Karoliny Wichowskiej odnajdywane szczątki w kwaterze „Ł” to przyczynek do opowieści o naszych bohaterach narodowych.
Łączka teraz będzie mi się kojarzyć – przede wszystkim – z miejscem pochówku żołnierzy niezłomnych.
Cześć ich pamięci!