Malowaliśmy trzciny na kolor spalonego słońca – Jerzy Kawalerowicz
W środę, idąc na spotkanie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich do Staromiejskiej, nieopatrznie wstąpiłem do olsztyńskiej Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej. I wpadłem! W Galerii Stary Ratusz już trwało spotkanie pod hasłem: Mazury Witolda Sobocińskiego.
Wszedłem, gdy Jerzy Kurowski opowiadał o zespole Melomani, w którym grali takie tuzy polskiego jazzu jak: Jerzy “Duduś” Matuszkiewicz, Zbigniew Namysłowski, czy Krzysztof Komeda-Trzciński.
Dla mnie całkowitym zaskoczeniem była informacja, że Witold Sobociński zanim został operatorem filmowym, był już znakomitym muzykiem jazzowym, który grał na puzonie i… perkusji, właśnie w zespole Melomani.
Zdaniem Marka Barańskiego i Bogumiła Osińskiego, to, że Witold Sobociński w młodości był perkusistą, wyrobiło u niego szczególną wrażliwość, którą wykorzystał później jako operator filmowy.
Całe spotkanie to była opowieść o życiu zawodowym znakomitego operatora filmowego Witolda Sobocińskiego, który zmarł 18 listopada.
Dużo było o młodości Witolda Sobocińskiego, o jego przemianie z muzyka w filmowca, o jego współpracy z Andrzejem Wajdą, Jerzym Kawalerowiczem, Wojciechem Jerzym Hasem, Romanem Polańskim i Jerzym Wójcikiem.
Jednak dla mnie clou spotkania była opowieść o przygodzie Witolda Sobocińskiego z Mazurami, przy realizacji Faraona.
O odwadze Witolda Sobocińskiego przy kręceniu scen na wodzie, opowiadał Janusz Połom.
Ale o tym nie będę pisał. Obejrzyjcie poniższy film. Jest tam mowa o Giżycku, hotelu Wodnik, jeziorze Kisajno, a także cytowane jest wspomnienie Jerzego Kawalerowicza, że na Mazurach: malowaliśmy trzciny na kolor spalonego słońca!