czwartek, 28 marca, 2024
Jerzy JaśkowskiZdrowie

Znachor w akcji – Jaśkowski kontra Czachorowski

Przepraszam, że tak długo czekałem z ustosunkowaniem się do pisma prof. Stanisława Czachorowskiego O tym jak zostałem hunwejbinem dla antyszczepionkowców, będącego odpowiedzią na mój tekst z 18 listopada 2017 r., odnośnie decyzji Rektora UWM – braku zgody na użyczenie sali wykładowej na moje spotkanie z rodzicami zainteresowanymi problematyką szczepień i nie tylko.

Pismo prof. Stanisława Czachorowskiego potwierdza tezę udowodnioną eksperymentalnie już przez Stańczyka, że w Polsce mamy najwięcej znachorów!

W Polsce obowiązują jakieś ustawy i przepisy – przynajmniej teoretycznie. Ustawami regulowana jest sprawa leczenia ludzi.

Wszelkie problemy wynikające z kontaktów lekarz – pacjent, oraz sprawy leczenia reguluje ustawa z 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty.

Art. 2. 1. Wykonywanie zawodu lekarza polega na udzielaniu przez osobę posiadającą wymagane kwalifikacje, potwierdzone odpowiednimi dokumentami, świadczeń zdrowotnych, w szczególności: badaniu stanu zdrowia, rozpoznawaniu chorób i zapobieganiu im, leczeniu i rehabilitacji chorych, udzielaniu porad lekarskich, a także wydawaniu opinii i orzeczeń lekarskich.

Prawo wykonywania zawodu lekarza posiada ten, kto między innymi posiada:

Art. 5.1.2a) dyplom lekarza wydany przez polską szkołę wyższą potwierdzający ukończenie co najmniej sześcioletnich studiów na kierunku lekarskim, obejmujących co najmniej 5500 godzin dydaktycznych zajęć teoretycznych i praktycznych, w tym dwusemestralne praktyczne nauczanie w dziedzinach klinicznych na 6. roku studiów.

Innymi słowy, każdy, kto nie spełnia ww. warunków jest znachorem!

Prof. Stanisław Czachorowski sam przyznaje w piśmie, że żadnych prac z omawianego tematu nie popełnił, co nie przeszkadza mu stroić się w togę Katona i ustalać, co jest nauką, a co pseudonauką.

Generalnie na tym mógłbym zakończyć odpowiedź, ponieważ ze znachorami trudno dyskutować.

Jednak skoro już zacząłem, to ustosunkuję się do kilku tematów poruszonych przez prof. Czachorowskiego.

Co nazywamy współczesną wiedzą i jak trudno szukać rzetelnych informacji?

Mamy prawdziwy zalew różnych artykułów, ale od prawie 30 lat nie mamy polskich czasopism naukowych!

Jeszcze w stanie wojennym mieliśmy 2.000 czasopism, z nakładem sięgającym 10 milionów egzemplarzy.

Obecnie mamy tylko polskojęzyczne czasopisma zachodnich koncernów, które nie przekazują rzetelnych informacji naukowych, a indoktrynują polskie społeczeństwo w interesie koncernów farmaceutycznych.

Dowodem na skuteczność takiej indoktrynacji są poglądy zaprezentowane przez prof. Stanisława Czachorowskiego w przedmiotowym piśmie. Jest to typowe logorrhoe.

Prof. Czachorowski poświęcił sporą część pisma trudnościom w uzyskaniu informacji o nagrodzie, jaką wyznaczył senator Kennedy. Już ten akapit świadczy o nieznajomości podstawowego warsztatu naukowego.

Zamiast tracić czas na oglądanie internetowych witryn, wystarczyło wejść na stronę Senatu USA i zapytać się senatora Kennedy’ego, o warunki uzyskania owej nagrody.

Wystarczyłby jeden e-mail do senatora Kennedy’ego i 100.000 dolarów byłoby na koncie!

Przecież prof. Czachorowski napisał, że udowodnienie skuteczności szczepionek nie jest trudne w oparciu o istniejące piśmiennictwo.

Sąd Najwyższy Niemiec orzekł, że do dnia dzisiejszego nie udowodniono istnienia wirusa odry

Pomimo, że od tego orzeczenia minęły już chyba 2 lata, w Polsce nadal przymusza się dzieci i straszy karami rodziców, którzy odmawiają szczepień MMR.

I tutaj znachor nie protestuje przeciwko szarlatanerii i pseudonauce, wzmocnionej przepisami administracyjnymi.

Ot, takie sobie dowolne pojmowanie, co jest nauką, a co nie. Ten sposób prezentowania wiedzy jest jednoznacznym dowodem… celowości pisma. Trzeba było coś napisać, byle długo i mętnie.

Prof. Czachorowski dowartościowuje siebie pomawiając, że nazwałem go hunwejbinem. I pomimo, że przytacza definicję tego pojęcia, to ponownie nie rozumie treści pisanej.

Definicja mówi wyraźnie o organizacji młodzieżowej! Trudno prof. Czachorowskiego zaliczać do młodzieży, chociaż w komunizmie do młodzieżowych działaczy zaliczano nawet 35-latków!

Pisząc swoje uwagi do Listu otwartego studentów, nie miałem zielonego pojęcia, że podpisuje się pod nim profesor UWM.

Niby skąd mogłem wiedzieć, że to jest tylko „pomoc” nieznanym z nazwiska studentom?

W Polsce to przeciwnicy szczepień są zastraszani i karani, a nie odwrotnie!

Bajdurzenia prof. Czachorowskiego o zastraszaniu autorów tego listu, nieznanych z nazwiska, można między bajki włożyć.

Tłumaczenie się, że jego nazwisko pod listem było związane z faktem, że jest adminem strony, jest mało poważne. Admin strony nie podpisuje się pod cudzym listem, tylko podaje informacje, kto jest autorem.

Ewentualnie wyjaśnia, dlaczego taki list zamieścił na swojej stronie. Nic takiego pod owym pismem się nie znajdowało.

Trudno więc przyjmować dobre chęci udzielenia pomocy bliżej niezidentyfikowanym studentom prof. Czachorowskiego, jako obiektywny fakt.

O wiele bardziej prawdopodobne jest to, że to on był inicjatorem owego pisma. To kolejny przykład braku elementarnej logiki w piśmie prof. Czachorowskiego.

Już Tadeusz Dołęga-Mostowicz napisał:

Nic tak nie plami kobiety jak atrament.

Tak więc insynuacje, że użycie zwrotu hunwejbin miało Go obrażać, jest niczym nieusprawiedliwioną insynuacją, jedną z wielu w owym piśmie.

Tego zwrotu użyłem w kontekście wymuszania przez studentów zakresu tematów poruszanych na UWM.

Jest to bowiem dokładne powtórzenie lat 50., kiedy to Kuroń i Michnik organizowali bandy ZMP, szkalujące wykładowców i niewpuszczające ich do uczelni. Zresztą nie tylko w latach 50. tak bywało.

Pamiętam jeszcze w 1972 roku słynną sprawę p. prof. Groszkowskiego, z-ca członka Rady Państwa, którego po udowodnieniu mu plagiatu działacza partyjnego, zasypano kilkoma tonami piasku w domu.

I to robili znajomi prof. Czachorowskiego w rodzaju Adama Michnika, jak podaje jeden z komentujących.

Żenujące są zdania:

Głoszone treści antynaukowe, w tym antyszczepionkowców, to także podwójne zagrożenie dla całego społeczeństwa… zagrożenie epidemiologiczne dla całego społeczeństwa.
Obowiązkowe szczepienia dotyczą groźnych chorób, mogących spowodować epiedmie… jeżeli liczba osób niezaszczepionych wyraźnie wzrośnie, wtedy groźba epidemii staje się coraz bardziej realna.
Masowe zachorowania… To może zagrażać bezpieczeństwu całego narodu, czy państwa. Sprawa jest bardzo poważna….

Szkoda czasu na przepisywanie podobnych bredni. Wyraźnie uwidacznia się niewiedza znachora.

Gdyby znał – w stopniu minimalnym – zarys epidemiologii lub historii medycyny, to wiedziałby, że już doświadczenia epidemii z 1871 roku w Anglii udowodniły, że  to szczepienia są przyczyną epidemii!

Wiedziałby, że w krajach najbardziej wyszczepionych –  np. Japonii – śmiertelność była dużo większa, aniżeli w krajach, w których szczepień nie było.

W Niemczech po szczepieniach w 1942/43 roku zmarło 242.000 dzieci. Niemcy sami zabili więcej istnień ludzkich, aniżeli stracili żołnierzy pod Stalingradem.

Gruźlica o wiele wcześniej zniknęła w USA, gdzie nie było szczepień, aniżeli w Anglii, gdzie szczepienia były.

Polio – bez szczepień atakowało ok. 200 dzieci w Indiach. Po szczepieniach w 2011/12 epidemia objęła zasięgiem 61.700 chorych.

Zasłanianie się wakcynologów odpornością stada, nie znajduje żadnego potwierdzenia w faktach. Austria czy Francja, mające wyszczepialność na poziomie odpowiednio 40%  i  35%, wcale nie mają problemów np. z odrą.

Akcja przymusu szczepień przeciwko odrze rozpętała się we wszystkich krajach bloku socjalistycznego.

Prof. Czachorowski nie ustosunkował się do żadnej z kilkunastu prac instytucji naukowych, które podałem w poprzednim artykule.

Co do dywagacji prof. Czachorowskiego na temat faktów i faktoidów

Długoletni Redaktor Naczelny The Lancet podaje, że ponad 50 % prac publikowanych w renomowanych czasopismach jest fałszywych!

Redaktor Naczelna BMJ już w latach 90-tych ub. w. informowała, że nie można znaleźć recenzenta prac naukowych, na którego zgadzałby się przemysł, czyli nie umoczonego.

Od lat wiadomo, że o publikacji decyduje dział marketingu, a nie jakość pracy.

Znachor jeszcze tej wiedzy nie posiada. Z jednej strony żongluje rzekomymi faktami, a z drugiej nie potrafi podać żadnej pracy na potwierdzenie swoich tez.

Biedni studenci, którzy muszą wysłuchiwać takich wykładów.

Co do oceny moich publikacji

Śmiem wątpić, czy znachor zapoznał się chociaż z jedną?!

Moje prace były publikowane przed erą internetu i znajdują się w bibliotekach. Czas, w jakim pojawiło się pismo znachora, wyklucza taką możliwość.

Przecież nie miał czasu zapoznać się nawet z podanymi przeze mnie pracami. Artykuły prezentowane w internecie, są tylko i wyłącznie udostępnianiem publikacji naukowych – dziwnym trafem – nieprezentowanych w Polsce.

Pod każdą moją publikacją znajduje się odpowiednie piśmiennictwo. Jeżeli piśmiennictwa nie ma, to już wina admina skracającego tekst.

W związku z licznymi kopiami moich artykułów na rozmaite strony internetowe, nie mam możliwości sprawdzania, czy piśmiennictwo zostało dołączone. Wyjaśniałem to już kilka lat temu.

Co do mojego zwieszenia przez Izbę Lekarską

Jest to typowy sabat czarownic, ponieważ Izba utajniła procedurę i powód mojego zawieszenia. Jeżeli nie chcą ujawnić powodów swojego postępowania, to czego się boją?!

Typowy sąd kapturowy. Piszę o tym od kilku lat. Żaden z działaczy etatowych Izb Lekarskich nie ujawnił swoich powiązań z przemysłem farmaceutycznym.

Podobnie wyglądała sprawa nieudostępnienia sali przez UWM. Jeżeli uniwersytety mają za zadanie kontynuację dobrych, 1000-letnich tradycji uniwersytetów katolickich, to powinny być nastawione na wymianę poglądów.

Jeżeli prof. Czachorowski twierdzi, że posiada naukowe dowody na potwierdzenie swoich dywagacji, to miał możliwość zaprezentowania ich na spotkaniu.

Tego nie zrobił! Czego się bał?

Tłumaczy się prof. St. Czachorowskiego braniem udziału w studenckich konferencjach. Za moich czasów to studenci brali udział w konferencjach naukowych, a nie odwrotnie!

Czasy, jak widać, się zmieniają. Słusznie zauważyła p. Falzman, że obecny maturzysta nie potrafi rozwiązać zadania ucznia dawniejszej szkoły podstawowej. I to według prof. Stanisława Czachorowskiego jest „nauka”?

Nic dodać, nic ująć!

dr. n. med. Jerzy Jaśkowski – były ekspert Solidarności przy obradach Okrągłego Stołu.

2 komentarze do “Znachor w akcji – Jaśkowski kontra Czachorowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *