sobota, 27 kwietnia, 2024
InformacjePolitykaŻycie Olsztyna

PRZERAŻONY FREKWENCJĄ WYBORCZĄ

Muszę jasno wyartykułować swój pogląd o „tragicznie” wysokiej frekwencji wyborczej. Przypomnę tylko, że frekwencja wyniosła ok. 75% uprawnionych do głosowania.

Zagonienie ludzi (psychiczne, mentalne, propagandowe) na wybory, i to w takiej niebywale wysokiej ilości, powoduje zdecydowane obniżenie świadomości wyborczej.

Zagnani na siłę do urn ludzie, nie mają najczęściej pojęcia nie tylko o demokracji i wyborach, ale także o kandydatach.

Motywowani urzędowo są jedynie o tzw. patriotycznym i obywatelskim obowiązku głosowania. To jest właśnie tragizm wysokiej frekwencji.

Ludzie, którzy nie interesują się polityką ani wyborami, idą oddać swój drogocenny głos, który decyduje o losie Polski.

I tak napompowani podobnymi hasłami przez różne telewizje, i czując się ważnymi – a nie rozumiejąc mechanizmów demokracji – dają się kierować jak dzieci różnym propagandystom, i głosować tak jak oni pokierują, myśląc, że to ich suwerenna decyzja.

Za każdym razem szczerze mnie bawią uczone rozważania polityków i politologów o tym, na które punkty programu danej partii zwracać będą uwagę wyborcy. Tak jakby elektorat zwracał uwagę na programy.

Nie to się liczy!

Suweren najczęściej nawet nie wie, że istnieje jakiś program wyborczy ugrupowania, na który on ma zamiar głosować.

A jeżeli już słyszał, że owszem, że jest jakiś program, to nic na jego temat nie powie.

Sęk w tym, że Suweren najzwyczajniej nie rozumie przekomarzania ekspertów przed kamerami w studio na temat programów wyborczych.

Mówisz, że wszyscy się znają na polityce?! Jest wręcz przeciwnie! Ponad 90% młodzieży prawie wcale nie interesuje się polityką!

A jak można się znać na polityce nie interesując się nią? Czy ktoś tak potrafi? Jak nazwać kogoś, kto nie znając się na polityce idzie głosować?

Niektórzy eksperci za wskaźnik wystarczający do uznania, że ludzie są zainteresowani polityką – uważają ich poziom niechęci – wrogości? nienawiści? – do innych opcji politycznych.

Ogromna większość elektoratu bowiem reprezentuje tzw. negatywny stosunek do kandydatów czy ugrupowań wyborczych. Motywacją jest głosowanie PRZECIWKO niż oddawanie głosów ZA.

Jakże można zagłosować na tego wstrętnego krasnoluda albo na ryżego, a już w żadnym wypadku nie wolno oddać głosu na tego mizogina, który nienawidzi kobiet!

Typowe myślenie typowego wyborcy jest następujące:

Ja, jako mądry, rozważny i roztropny obywatel zmuszony jestem do wyboru mniejszego zła i dlatego oddam głos na…

A jest przecież jeszcze gorzej niż nam się wydaje. Spróbujmy przetłumaczyć kilka poniższych faktów.

W obowiązkowych wyborach w Argentynie frekwencja wyniosła 74%, to jest tyle samo – 74,38% – co w dobrowolnych wyborach w naszym kraju!

Czy należy być dumnym z tego, czy też trzeba wstydzić się tak wysokiej frekwencji? Bo to oznacza, że gdyby nie obowiązek głosowania pod karą grzywny – argentyńska frekwencja byłaby znacznie mniejsza.

Z drugiej strony, gdy przejdziemy na nasze, polskie podwórko, musimy zdać sobie sprawę ile wysiłku kosztowało kandydatów na posłów oraz jak wielkie musiało być zaangażowanie ich sztabów wyborczych – by wzbudzić tyle wrogości i niechęci do przeciwników politycznych.

Ile trzeba było starań, by wzbudzić te wszystkie zarzewia nienawiści.

I to wszystko: Dla ratowania Polski! Musisz pójść na wybory, bo bez Twego głosu Polska zginie! To są najważniejsze wybory w wolnej Polsce!

Że co? Że to były przemyślane głosy? Ależ nic podobnego!

Ogromna większość elektoratu najzwyczajniej w świecie NIE interesuje się polityką. Bo po co? Są naprawdę ważniejsze priorytety.

Bardzo łatwo jest manipulować elektoratem, który nie jest zainteresowany polityką!

Wystarczą krótkie, chwytliwe hasełka czy epitety, nie wymagające uzasadnień: Wystarczy nie kraść! Tłuste koty, które obsiadły spółki Skarbu Państwa! Ryży Niemiec! Mizogin, który nienawidzi kobiet, etc…

Politykom bardziej zależy na emocjach, niż na argumentach i rzetelnej wiedzy wśród wyborców. Emocje są bardziej skuteczne, a wiadomo – polityka musi być skuteczna!

Czy zdajemy sprawę z tego, że tylko 17 proc. ankietowanych deklaruje, że z dużym zainteresowaniem śledzi wydarzenia na scenie politycznej – co wynika z najnowszego badania CBOS, przeprowadzonego w październiku br.

Inne źródło – Karolina Wigura – Tygodnik Powszechny – informuje, że 53% Polaków nie interesuje się polityką, a to właśnie oni zdecydują o wyniku wyborów.

Czy wiemy o tym, że ok. 90% młodych ludzi deklaruje brak zainteresowania problematyką społeczną i polityczną, a większość wiadomości o świecie czerpią z TikToka?

Jakże są łatwym celem do manipulacji!

Trzeba dodać jeszcze jeden bardzo poważny liczebnie elektorat. Są to – kobiety!

Panie zajęte prowadzeniem domu, często po przepracowaniu dniówki w firmie, po prostu nie mają czasu na czytanie prasy, czy oglądanie w telewizji programów publicystycznych i politycznych.

Kiedy już znajdą wolną chwilkę dla siebie, to ten czas przeznaczają na telefon do przyjaciółki, lub przeczytanie kolejnego Harleqina.

Relaksują się także przy kolejnym odcinku ulubionego serialu. Wybór jest duży: Rodzinka, Ranczo, Ojciec Mateusz, Komisarz Alex, Na sygnale, Klan, Barwy szczęścia, M jak Miłość, Na dobre i na złe, Na Wspólnej… o zagranicznych tasiemcach nie wspomnę!

Z intelektualnych rozrywek, może jeszcze mniej zajęta kobieta obejrzy Familiadę, Koło fortuny, czy też Milionerów. Niestety… już brakuje czasu na inne programy.

Znam także takich wyborców – ekspertów, którzy zawsze głosują tylko na polityków przodujących w rankingach, którzy mają realną szansę na wygraną.

Chociaż ci znawcy klną później na nich siarczyście, bo co innego owi politycy obiecywali przed wyborami, ale… trzymają zawsze ze zwycięzcami sondaży.

Tacy są wyrobieni!

Lubią trzymać ze zwycięzcą! Ale to przecież oni (i one) zdecydują kto będzie rządził Polską. To oni wybierają nasze władze.

I słaba to pociecha, że szeroko rozumianą wiedzę obywatelską Polaków można porównać do wiedzy Amerykanów. Możemy uznać, że w tej materii jesteśmy nawet lepsi od nich.

Ogólna uwaga jest taka, że zainteresowanie polityką nie jest wysokie we współczesnych społeczeństwach.

To prawda. Jestem przerażony tak wysoką frekwencją wyborczą.

Frekwencja pokazuje kto (i w jaki sposób) wybiera mi moją władzę.

Demokracja pozwala głosować prawie wszystkim, którzy tylko chcą. Czasem wręcz zagania do urn i wtedy te wybory stają się… karykaturalne.

Przeciętny, tj. normalny (!) wyborca nie orientuje się i nie chce się orientować w procedurach wyborczych!

Dla niego to święto demokracji, jest tylko cyrkiem mającym wyłonić tych, którzy będą bliżej władzy (czyt. bliżej koryta – czyli np. spółki Skarbu Państwa).

Nie muszę być poprawny politycznie i powiem wprost: przerażają mnie widoczne postępy demokracji.

Kiedy wiem, że w Hiszpanii mogą głosować pacjenci szpitali psychiatrycznych, a w Austrii ‘obywatel’ może głosować już od 16-tego roku życia, to widać w którym kierunku idzie demokracja.

Tylko patrzeć kiedy to dotrze do nas.

Pewne sugestie słychać było już ze strony przedstawiciela Trzeciej Nogi – pana Hołowni.

A ja już sobie wyobrażam – dlaczego nie? – 10-letnich obywateli wrzucających swoje głosy do urn wyborczych by wybrać posła czy senatora…

Quo vadis democratiae? Quo vadis?

Marian ZDANKOWSKI

Esperantysta Wolnorynkowiec Ex-korszyniak Filosemita

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *