Moje córki krowy. Chujnia z grzybnią! Recenzja Ku Prawdzie
Tak jak psia dupa już pewnie do końca życia, będzie mi się kojarzyć z Tomaszem Karolakiem i filmem Listy do M. 2, tak od dzisiaj – chujnia z grzybnią – będzie dla mnie wizytówką filmu Moje córki krowy.
Dlaczego tak ostro? Zwiastun filmu Moje córki krowy, obejrzałem przy okazji projekcji filmu Listy do M. 2, i wtedy zostałem… zaintrygowany. Dobra obsada, soczyste dialogi, śmieszne sceny. Dlatego bez wahania, poszedłem dzisiaj do kina, by przeżyć emocje. Liczyłem, że z oczu polecą łzy. Niestety, w swojej klasyfikacji filmowi Moje córki krowy daję 0 łezek!
To, co obejrzałem w zwiastunie, to cały film w pigułce. Te dwie minuty, rozciągnięte na półtorej godziny taśmy filmowej, dały flaki z olejem. Z oczu nie popłynęła ani jedna łezka, a szczerze uśmiechnąłem się, jedynie przy scenie, w której Marian Dzięgiel i Agata Kulesza jarają to, co promuje Działoszyński.
Z filmu pozostaje w pamięci – mimo wszystko – bardzo dobra gra aktorów. I tych pierwszo, i drugo planowych. Osobiste zaskoczenie, to Marcin Dorociński w roli… pantoflarza. Po rolach mocnych facetów w filmach: Pitbull, Rewers, Jack Strong, Dorociński obsadzony w roli współczesnego Dulskiego, to eksperyment. Udany eksperyment!
Gdy pojawiły się napisy końcowe, przeżyłem totalne zaskoczenie. I chyba dopadło ono wszystkich widzów, bo nikt, przez dalsze dwie minuty nie ruszył się z fotela! Z głośników słyszałem kojący głos Piotra Bukartyka:
To wszystko zniknie i tak, nawet nie przejmie się świat, gdy się go nazwie dobrem albo złem. Choć kiedy patrzy się wstecz, to jednak ważne by mieć kogoś, kto byłby winien moich win.
Fabuły filmu nie warto opowiadać. To ani komedia, ani dramat. Dla mnie, to życie z jego determinantami. Ja to przeżyłem na własnej skórze, i niezbyt miło mi było przeżywać, takie deja vu w kinie. Jak ktoś ma w życiu mało… smutku, to mimo wszystko, niech się wybierze na ten film. Absolutnie nie polecam pójścia do kina ludziom będącym w… depresji.