PrzeSmarzone “Wesele” 2021 – Obrzydzenie szybko nie minie!
Gdy dzisiaj – w dzień premiery filmu “Wesele” Wojciecha Smarzowskiego – po seansie wyszedłem z kina, gdy złapałem łyk jesiennego, świeżego, rześkiego powietrza, poczułem… ulgę. Ulgę psychiczną i fizyczną.
Ulżyło mi psychicznie, gdyż już nie musiałem oglądać fantasmagorii skąd inąd wybitnego reżysera, którego dotychczas ceniłem szczególnie za dwa filmy: Wesele z 2004 roku i Wołyń.
Nie będę w tej króciutkiej refleksji wywodzić, co mi się w tym filmie nie podobało, tylko stwierdzę, że gdy na ekranie zobaczyłem Piłudskiego, to mimowolnie wyrwało mi się stwierdzenie:
ale dno!
Gdy zobaczyłem knura na… chłopie, to mimowolnie syknąłem:
ale dno!
Więcej razy na tym filmie miałem odruch wymiotny, niż powód do uśmiechu, czy… zadumy.
Smarzowski zapowiadał, że ten film wstrząśnie sumieniami Polaków. Po pomyjach jakie na Polaków wylał Gross w książce “Sąsiedzi”, “Wesele” doskonale wpisuje się w przedsiębiorstwo zwane Holocaustem i niczym nie wstrząsa.
Generalnie: zestawienie relacji polsko-żydowskich z okresu II Rzeczpospolitej i II wojny światowej, z relacjami współczesnych Polaków z “tęczową zarazą” to… dno!
Od strony filmowej “Wesele” 2021, to potrawa upichcona z “Wesela” 2004 i “Wołynia” i jest przeSmarzona!
Dlatego ulga fizyczna po wyjściu z kina była autentyczna. Nie rzygałem a… olałem ciepłym moczem takie “Wesele”.
I Wam to radzę zrobić… zaoszczędzicie parę złotych!