Zjawa. Opowieść o prawdziwym człowieku!
Nie dało się – przed pójściem do kina – nic nie słyszeć o nowym filmie Alejandro Gonzaleza Innaritu Zjawa. I to nie ze względu na reżyserię czy scenariusz, a ze względu na pytanie, które zadają wszyscy kinomani. Czy odtwórca głównej postaci filmu – trapera Hugh Glassa – Leonardo DiCaprio dostanie wreszcie Oscara czy nie?
Po seansie, gdybym miał obstawiać – tak jak w ruletce – to miałbym prawdziwy kłopot. Nie znam konkurencyjnych ról dla kreacji Leonarda DiCaprio, i dlatego trudno mi przewidzieć wynik. Tak z serca… to niech dostanie… należy mu się choćby za całokształt. Już pamiętna rola z 1993 roku Arnie Grape’a, mogła mu przynieść Oscara. Podobnie było przy roli Jay’a Gatsby, czy Jordana Belforta. Tym razem już ma Złoty Glob i wszystko wskazuje, że wreszcie piękny Leonardo, będzie mógł unieść statuetkę w górę.
Pewnym paradoksem jest to, że aktor uwielbiany przez płeć piękną od roli Jacka Dawsona w Titanicu, którego niewątpliwym atutem była i jest chłopięca uroda, dostanie Oscara za rolę wręcz fizycznie… odstręczającą. Historia opowiedziana w tym westernie jest oparta na prawdziwych faktach. Traper Hugh Glass, polując na dzikich terenach Dakoty Południowej, został zaatakowany przez niedźwiedzia grizzly i ciężko poraniony. W stanie bliskim agonii, zostaje porzucony przez kompanów wyprawy i samotnie przemierza przez wrogie terytorium trzysta kilometrów, by wrócić do domu. W filmie, traper, aby szczęśliwie wrócić do bazy wypadowej musi zmagać się ze swoją fizyczną słabością, ze zdradliwymi towarzyszami wyprawy, z wrogimi Indianami i przede wszystkim z… przyrodą!
Zjawa to opowieść o prawdziwym człowieku. To opowieść o tym, do czego jest zdolny prawy, dzielny człowiek, postawiony wobec zła drugiego człowieka i przyrody. Przypomniałem lekturę z lat szkolnych Borysa Polewoja Opowieść o prawdziwym człowieku i walkę o powrót do życia radzieckiego pilota, zestrzelonego nad bezludnym terenem.
Głównym autorem filmu Zjawa – poza reżyserem i scenarzystą – jest operator Emmanuel Lubezki. Nawet jak tempo akcji filmu spada, to widz nie nudzi się. Filmowe kadry zapierają dech w piersiach. Już początkowa scena walki to prawdziwy majstersztyk operatorski. Wędrówka kamery od postaci do postaci, jest – w pewnym sensie – irytująca, ale stanowi plastyczną przypowieść samą w sobie. Późniejsza scena walki trapera z niedźwiedziem, mnie podobała się bardzo. Technika poszła tak do przodu, że walka ta wyglądała na bardzo naturalną. Dziwiłem się, że w niektórych widzach ta scena wzbudziła śmiech.
Zjawa to drugi western, na który wybrałem się, w krótkim odstępie czasu. Drugi, który tak jak Nienawistna ósemka toczył się w scenerii nietypowej dla klasycznego westernu, bo jednym z czynników determinujących postępowanie bohaterów jest mróz i śnieg, czyli ostra zima.
Nienawistna ósemka to był festiwal zabójstw, przy czym wszyscy bohaterowie byli na tyle źli, że widz wcale nie odczuwał przymusu szczęśliwego zakończenia. W Zjawie wiadomo kto jest dobry a kto jest beee. W Zjawie wiadomo jaki będzie koniec, ale to nie przeszkadza, by przez 2 godziny i 36 minut przeżywać duże emocje. Zjawie daję 3 łezki czyli o jedną mniej, niż dałem filmowi Tarantino, tylko dlatego, że na Zjawie nie zaśmiałem się ani razu, a i łez – tak naprawdę – nie było.
I znów apeluję do Was. Idźcie na ten film do kina a nie oglądajcie go pierwszy raz w tv. Panorama, duży ekran i dźwięk, to wartość dodana do tego filmu, którą można docenić jedynie w kinie albo mając kałowy zestaw! Polecam.