Słuchaj mnie po miłości kres! Muzyczne nieporozumienie Krzysztofa Krawczyka
Zbliżają się święta. W sklepach gorączka zakupów. Płyty idą w ruch. To zrozumiałe, jeżeli się zna gust muzyczny bliskiej osoby, to wybór takiego prezentu jest najmniej ryzykowny.
27 listopada 2015 roku miała swoją premierę nowa płyta Krzysztofa Krawczyka:
Tańcz mnie po miłości kres. Piosenki Leonarda Cohena.
Jak sprawdziłem w dyskografii Krzysztofa Krawczyka, płyt z „okazji” nagrał blisko dwadzieścia, co daje statystycznie prawie co drugi rok nową płytę, idealną na świąteczny prezent. Ma łeb do interesów menadżer artysty.
Tym razem trafiło na Cohena. Co ich łączy? Z pewnością barwa głosu – obaj to barytony – i w wielu przypadkach teksty wykonywanych utworów. Dużo nostalgicznych, zabarwionych religijnymi aluzjami tekstów, okraszonych często specyficznym humorem.
Tyle, że tym razem Krzysztof Krawczyk śpiewa teksty nie swoje, a nawet nie Leonarda Cohena! Wszystkie polskie teksty są autorstwa Macieja Zembatego.
Słuchając płyty po raz pierwszy, już coś mi nie pasowało. Niby Krzysztof Krawczyk takiego jakiego znam od lat, ale niestety nie autentyczny!
Odsłuchałem te same utwory Leonarda Cohena, które nagrał Krzysztof Krawczyk w wykonaniu Macieja Zembatego i już wiedziałem, co mi nie pasuje.
Jak śpiewa Maciej Zembaty swój tekst, że jestem twój lub powiedz czy pokażesz mi swe nagie ciało, to ja mu wierzę, że jest menem – maczo, czy napalonym facetem.
Jak ten sam tekst śpiewa Krzysztof Krawczyk, to niestety ja mu nie wierzę. Słyszę zmęczonego życiem faceta, który przybiera pozę na potrzeby nagrania.
Krzysztof Krawczyk jest profesjonalistą i chały nie odwala, ale niestety czas leci i nie wierzę mu gdy śpiewa, że:
Tej nocy jeszcze raz, będzie nam fajnie przez jakiś czas.
Siedemdziesiątka na karku, coraz trudniej wydobyć czysty baryton i to na płycie słychać.
Każdy o tym wie, ale widocznie ten kto wybierał utwory z repertuaru Cohena na płytę Krawczyka, nie wiedział, że tekst w songach jest równie ważny jak muzyka, albo jeszcze ważniejszy.
Ubiegłoroczny album Krzysztofa Krawczyka Pół wieku człowieku nie był przebojowy, ale był autentyczny. Był dobrym podsumowaniem pięćdziesięciu lat na scenie.
Tegoroczny album Tańcz mnie… to czysta komercja. Zero autentyczności, udawane emocje, śpiewanie z wysiłkiem. Oczywiście to nie kit, bo pewien poziom profesjonalizmu jest zachowany.
Kto kocha Krzysztofa Krawczyka to z pewnością zakupi pod choinkę jego nową płytę. Czy będzie usatysfakcjonowany? Śmiem wątpić.
Krzysztof Krawczyk zdaje się błagać fanów: słuchaj mnie po miłości kres! I myślę, że z tą płytą nadszedł kres miłości dla wielu fanów Krawczyka.
Polecam na prezent świąteczny Leonarda Cohena w oryginale, lub w wykonaniu Macieja Zembatego. Leonard Cohen w wykonaniu Krzysztofa Krawczyka AD 2015 to… muzyczne nieporozumienie. Słuchaj mnie po miłości kres? OK… kończę 😆
Ku Prawdzie: Dziękuję! Jak twórczość Cohena traktuje się jak świętość… to rzeczywiście dzieło KK jest profanacją 😆